środa, 11 listopada 2015

IX - Ich bracia

"I kiedy odejdę, po prostu idź dalej, nie płacz,
lecz się raduj każdą chwilą.
Kiedy usłyszysz dźwięk mojego głosu
Wiedz, że patrzę z góry i się uśmiecham.
Ja nic nie poczułem, więc skarbie, ty też nie czuj bólu
Po prostu uśmiechnij się do mnie."
                                                         -Eminem, When I'm Gone


-Doskonale wiesz po co przyszedłem, siostrzyczko-miałam ochotę mocno przyjebać mu za to "siostrzyczko", jednak sama przecież kiedyś za nim z "braciszkiem" latałam. Było jak zwykle. Bałam się tego spotkania, konsekwencji, jego samego, ale gdy zaczęłam z nim rozmawiać rozluźniałam się. Chyba po prostu zbyt długo go znałam. Mogłam w miarę przewidzieć jego reakcje.
-Doskonale wiesz, że ci nie powiem-mruknęłam. Spróbowałam zmienić temat.-Ja skasowałeś tą szramę?-przejechałam palcem przez całą długość twarzy. Miej więcej w tym miejscu cięłam go kunaiem tej pamiętnej nocy.
-Wygrałem w karty z Ślimaczą Księżniczką-przewróciłam oczami. Grałam z nią kiedyś w pokera; miałam masakryczne karty, bodajże jedną parę, jednak postanowiłam zaryzykować. Ona jakimś cudem nie miała nic, a postawiła masę pieniędzy.
     Milczeliśmy przez chwilę, nie za bardzo mając pojęcie co powiedzieć. To było cholernie normalne. Na chwilę przestał się uśmiechać, zamyślając się. Chyba powinnam była się spiąć, ale nie walczyliśmy; on nie był chujem, który brał ludzi z zaskoczenia. Mimo wszystko wolał walczyć fair.
-Wiesz... Zaczyna  mi się nudzić czekanie, aż łaskawie mi to powiesz.
-Nie liczyłabym na to-mruknęłam. Zaczęłam iść. Chciałam go minąć i tym samym wrócić do wioski. Nie stanowił dzisiaj specjalnego zagrożenia; miał dobry humor. Z resztą nie powinnam się przejmować mieszkańcami. To nie był mój dom, czemu miałam się o niego martwić?
     Złapał mnie lekko, lecz stanowczo. Przewidziałam, że może chwycić mnie za ramię. Ale nie przewidziałam, że jednak postanowi użyć ninjutsu. Zanim zdążyłam się wyrwać aktywował technikę. Ogarnął mnie strach.
     Poczułam się, jakbym zanurzałam się w zimnej wodzie, obraz zaczął się rozmazywać, po chwili został zastąpiony przez zupełnie co innego. Niby wiedziałam, że to kłamstwo, że nie powinnam się denerwować, jednak ten widok powalił mnie na kolana. Miałam ochotę zwymiotować. Moje oczy były tak szeroko otwarte, że zaczęły mnie piec. Coś w żołądku ściskało mnie niemiłosiernie, a w moim gardle powstała gula. Łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach. Zakryłam usta ręką.
     Cholera.
     Cholera, cholera, cholera...
     To był mój pokój u cioci; najwyraźniej już wtedy Akito mnie obserwował. Na środku leżał Koki, mój malutki Koki. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że otaczała go czerwona kałuża. Ciecz była rozbryzgana na jego twarzy, a dziecięce ubranka były nią przesiąknięte. Na miejscu brzucha koszulka była rozpruta, a koło tej dziury... To były, kurwa, flaki.
     Zwymiotowałam. Nadal czułam uścisk brata na ramieniu, nadal wiedziałam, że to tylko iluzja, która wydawała się być tak realistyczna. Jednak nie potrafiłam jej pokonać; nie znałam osoby, której by się to udało. Po chwili przestał; otoczenie wróciło do normy, a ja nadal klęczałam koło własnych wymiocin. Moje ręce trzęsły się, kiedy odgarniałam brudne włosy z twarzy. Ledwo docierało do mnie to co się działo. Przełknęłam ślinę mrugając szybko.
-Doskonale wiesz, że jestem w stanie to urealnić. Jeśli dzieciak nie zadziała, mam jeszcze masę osób, które bez problemy mogę zabić. Także twojego kochasia-wysyczał do mojego ucha. Wzdrygnęłam się. Chciałam spojrzeć na niego z nienawiścią, jednak uniemożliwił mi to. Po chwili momentalnie zniknął zostawiając mnie samą.
      Niby wiedziałam, że to może się stać. Wiedziałam, że potrafi mieszać w umyśle, czytać w myślach i zmieniać wspomnienia. To nie było genjutsu; to po prostu była opanowana do perfekcji technika dzięki której wkraczał do umysłu, rujnował psychikę. Był w tym mistrzem, i z autopsji wiedziałam, że dzięki temu potrafił wyrządzić większe szkody niż genjutsu. To było jak sen na jawie, po którym budzisz się z tymi wszystkimi ranami, czy innymi urazami, które nabyłeś podczas niego; także tymi psychicznymi. Koszmarna technika.
      Nie miałam pojęcia, ile siedziałam na tej trawie, próbując się uspokoić. Ile zajęło mi wstanie i dojście do domu. Jak długo zajmie mi pogodzenie się z nieuniknionym.
 *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *
       Lekko zaskoczył mnie widok Sasuke gotującego obiad, ale nie skomentowałam tego. Zastanawiałam się, jak się z nim pożegnać. Bo musiałam. Skoro Kimura już się pojawił nie minie sporo czasu zanim kogoś zamorduje. A to wszystko dla tej pieprzonej informacji, której nie miałam zamiaru mu przekazać.
-Cześć-mruknęłam obejmując go od tyłu. Pewnie się zdziwił, ale potrzebowałam tego. Czytałam gdzieś, że do przeżycia człowiek potrzebuje ośmiu przytulasów dziennie. Ciekawe, że jeszcze żyłam.-Ładnie pachnie. Co to?
-Mięso-mruknął. Wtuliłam twarz w jego koszulkę, chcąc zatamować napływające do oczu łzy. Zamrugałam kilka razy i wzięłam się w garść. A raczej zastąpiłam smutek czym innym.
-Dzięki za ten wyczerpujący i szczegółowy opis.
-Zawsze do usług-wyobraziłam sobie jak mimowolnie się uśmiecha. Lubiłam jego uśmiech. Była naprawdę rzadki i naprawdę piękny.
      Uchiha wyłączył gaz i dał mięsu ostygnąć odwracając się w moją stronę. Kochałam tą pokerowa twarz ze zmarszczonymi brwiami.
-Co ci się tak nagle zebrało na przytulanie?-zapytał po prostu. To też lubiłam. Po co pieprzyć od rzeczy starając się wprowadzić mnie w temat, skoro można zapytać?
-Każdy potrzebuje przytulania. Nie umiem tego wyjaśnić... ale tak podświadomie zawsze pragniesz ludzkiego dotyku, nieważne czy dziewczyny, czy chłopaka. Nie chodzi o jakieś dzikie seksy, wystarczy takie trzymanie się za rękę, czy przytulanie...-roześmiałam się. Było mi cholernie żal mojej "dobrej, nowej strony", która włączała się w zaiste idealnych momentach.-Chrzanię, wybacz.
     Odwróciłam się, chcąc wziąć prysznic. Końcówki moich włosów wciąż były ujebane w wymiocinach, co cholernie mnie irytowało. I było obrzydliwe.
-Mam cię przytulić?-słysząc jego ton zaczęłam się śmiać. Brzmiał, jakby nie wierzył w to co mówi, a ten pomysł był tak logiczny jak pokazanie się Sakurze w samych bokserkach. Nie mogłam się uspokoić. To był chyba najlepszy sposób wyzbywania się emocji. Nauczyłam się go od brata, więc był trochę psychopatyczne, ale działał. Otarłam łzy, które stanęły mi w oczach ze śmiechu. Przypomniało mi się, jak kiedyś Akira zaczęła płakać ze śmiechu. Tansho coś jej szepnął na ważnym spotkaniu z Raikage tym samym rozwalając jej reputację najsilniejszej kunoichi Chmury.-Jesteś pewna, że dobrze się czujesz?
-Jasne-wkroczyłam do łazienki, wzięłam błyskawiczny prysznic, nie biorąc pod uwagę tego, że moje włosy za szybko nie wyschną, po czym szybko się przebrałam. Jedzenie było na pierwszym miejscu moich potrzeb. Zignorowałam całą resztę. Przestałam myśleć. Wyłączyłam się.
-Tak właściwie, to co cię wzięło na robienie mi obiadu?-zapytałam pochłaniając mięso. Epickie. Idealne. Przepyszne. Mmm... Chciałam więcej.
-Zdążyłem zauważyć, że masz namiętny romans z jedzeniem i nie chciałem odbierać wam przyjemności-prychnął widocznie nie chcąc udzielić odpowiedzi. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Matko-mruknęłam udając przerażenie. Miałam wyjątkowo głupio-dobry humor. Sasuke spojrzał na mnie zaskoczony.-Zdradziłam je z tobą.
      Jego ręka powędrowała do twarzy, a ja uśmiechnęłam się. Byłam taką idiotką, że aż chciało mi się śmiać. Lub płakać.
-Nie masz czasem gorączki?-burknął. Był rozbawiony. Pokręciłam przecząco głową. Zastanawiałam się ile jeszcze potrwa ta dziwna ekstaza odtrącająca problemy. Miałam ochotę się śmiać i skakać jak wariatka motylek.
      Definitywnie mnie pojebało.
-Jak ty to robisz?-odłożyłam widelec na pusty talerz i odsunęłam go od siebie. Byłam pełna.
-Normalnie?-odpowiedział, a ja westchnęłam. Pogodny nastrój zaczął odstępować. Już?-chciałam zapytać. Chciałam go gonić. Chociażby po całym świecie, bez względu na cenę. Unosić się w stanie pieprzonego zapomnienia. Spędzić życie na fazie.
-Idę spać. Wyjdź-mruknęłam nagle. Huśtawka nastrojów. Wystarczyło jedno spotkanie z Kimurą, żeby znów mnie popierdoliło. Pojebani jesteśmy.
     Choć dla naszej rodziny słowo "pojebany" nie wystarczało. Ojciec sadysta, matka samobójczyni, syn psychopata i córka morderczyni. Idealna rodzinka, nie ma co.
-Jesteś w ciąży?-rzuciłam mu spojrzenie, które mówiło "Zamilcz, jeśli życie ci miłe". Problemem było to, że on się nie bał śmierci. Żył dla zemsty. Smutne.
-Jeszcze nie-mruknęłam, a Uchiha uniósł brwi.
-Jeszcze?
     Cholera. Przy nim nie mogło się nic wymsknąć. Nie, nie zamierzałam mieć dzieci, ale zawsze była możliwość, że mi się odmieni. Choć raczej nie. Dziecko nukenina żyło w niebezpieczeństwie, w każdej chwili kto mógł je porwać i pogrozić rodzicom. Czy chociażby zabić dla zemsty.
-Och, zamknij się-prychnęłam. Położyłam się na łóżku przykrywając głowę kołdrą. Kiedy materac się ugiął podzieliłam się na dwie części. Jedna krzyczała "Wywal go stąd!", a druga "Pocałuj go!". Wyciszyłam obie ignorując niechciany obiekt pod moją kołdrą. Jak można się było spodziewać sen nie przychodził. Było zbyt wcześnie, a poza tym drażnił mnie każdy bodziec w postaci chociażby ciepłego oddechu na karku. On też nie spał, jak wywnioskowałam z nieregularnych uderzeń gorąca na szyi.
-Mógłbyś przestać?-mruknęłam. Chciałam być sama. Ewentualnym wyjściem byłby Tansho, ale niemożliwym było spędzenie z nim czasu. Odsunęłam go na bok dla tych pieprzonych ludzi. walczyłam z racjonalnym rozwiązaniem, jakim byłoby odejście daleko i nienarażanie ich na szaleństwo Kimury.
      Czasami zastanawiałam się, jakby to było, gdyby matka nie popełniła samobójstwa. Krótko po moich urodzinach dźgnęła się kataną, zostawiając ojcu nieślubne dziecko i ich córkę. Nie dziwiło mnie, że ojciec nienawidził Akito; wszystko w nim, łącznie z nazwiskiem, przypominało tacie o tym, że nie był tym jedynym. Że mama miała kogoś na boku, że zdradziła go krótko po małżeństwie zostawiając prawdę w małym liściku pachnącym różami. Podobno kochała róże, mieliśmy taki piękny zapełniony nimi ogród. Otaczały drzewo na szczycie wzgórza, gdzie raz na jakiś czas wymykałam się z Akito, żeby pobyć razem. Usatysfakcjonowani samą swoją obecnością zapominaliśmy wtedy, co czeka nas w domu. Ja nie miałam aż tak źle. Jedynym, za co dostawałam była obrona brata, jednak nie ustępowałam. Jak wzorowa masochistka stawałam przed braciszkiem przyjmując atak na pierś. Może chciałam być bohaterką? Tą dobrą, broniącą słabszych? Tak naprawdę nie miałam pojęcia jak silny był w tedy Kimura. Jak dobrze ukrywał to przed nami i jak nagle zaprezentował siłę zabijając tyrana.
-Nic nie robię-warknął Uchiha swoim zwyczajnym, obojętnym tonem. Zapach mięty był nie do zniesienia. Mieszał mi w głowie szepcząc "Rzuć się na mnie".
-Nie z mojej perspektywy.
      Oddychaj, powtarzałam sobie. Miałam ochotę wrzasnąć, zdzielić go po ryju, a potem pocałować i ochrzanić za to, że mnie uwodzi. To nie byłam ja, tylko rozhisteryzowana nastolatka zabujana w badboy'u, którym notabene Uchiha nie był. Chciałam z tym skończyć.
-Jeżeli zaraz stąd nie pójdziesz...-zawiesiłam się. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Czym niby miałam mu zagrozić?
-To co?-prychnął przekręcając się na plecy. Odetchnęłam, kiedy jego oddech przestał drażnić mój kark. Było lepiej. Mogłam normalnie myśleć.
-Nic-przekręciłam się i przytuliłam go, oplatając jego ciało nogami. Nie poruszył się, ale słyszałam, że jego oddech przyspieszył. I po co grać obojętnego? Chciałam skorzystać z możliwości zwykłego przebywania z nim, zanim rozpęta się piekło. A byłam pewna, że tak się stanie odkąd postanowiłam zostać.
      Ścisnęłam go mocniej, jakbym nie chciała go puścić. Po ciągnących się minutach dziwne poczucie bezpieczeństwa wciągnęło mnie w ramiona snu.
*       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *
-Ichiraku jest jakimś waszym stałym miejscem spotkań?-spytałam. Wciągałam kluski nie przejmując się tym jak wyglądam. Mimo, że byłam w zupełnie innej drużynie, to właśnie drużyna Gaia uważałam za swoją "paczkę". Ich zróżnicowane charaktery zupełnie mnie nie irytowały, jak Sakura, czy chwilami Naruto.
-W sumie to przez Naruto- mruknął Hyuuga, mieszając pałeczką ramen. Odgarnął za ucho kosmyk włosów. Nie związał ich dzisiaj, dzięki czemu wyglądała lepiej. Tak przynajmniej wywnioskowałam z maślanego spojrzenia Tenten.-Jest uzależniony od ramen i chyba każdego już tu kiedyś wyciągnął-reszta towarzystwa pokiwała twierdząco głowami.
-Przynajmniej jest smacznie.
-Takie posiłki mnie pobudzają! Są jak światło w ciemnościach, głos przyjaciela w trudnych chwilach!-ryknął nagle Lee.-Dzięki temu mogę powiększyć siłę mojej młodości!-złapał nic nie podejrzewającego staruszka za ręce i zaczął płakać. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Zakryłam usta dłonią.-Dziękuję ci za twe poświęcenie! To wspaniałe!
-N-nie szkodzi...-gość był wyraźnie zmieszany. Prawie zaczęłam mu współczuć.
-Daj spokój, Lee -Tenten złapała go za rąbek kostiumu i posadziła na stołku. Spojrzałam na Neji'ego. On też ledwo hamował uśmiech chowając się za miską zupy. Urocze.
-Idziemy się przejść?-zapytałam odsuwając pusty talerz przed siebie. Wszyscy już skończyli. Ze zgodą skinęli głowami, po czym ruszyliśmy ulicami Konohy.
      Zawsze panował tu tłok, setki sprzedawców wypatrywało potencjalnych ofiar, od których będą mogli wyłudzić pieniądze. Ze śmiechem przeglądaliśmy stragany. Lee kupił kimono w pawie, które założył na swój kostium i zaczął paradować w nim z wysoko uniesioną głową.
-Jakie śliczne!-krzyknęła Tenten przyglądając się stoisku z biżuterią. Między palcami miała bransoletkę z malutkimi shurikenami. Moją uwagę zwróciło jednak coś innego. Kupka naszyjników z zawieszka z symbolem nieskończoności. Pomyślałam przez chwilę, po czym odliczyłam odpowiednią liczbę. W tym czasie Neji kupił Tenten tą bransoletkę i ruszyli już dalej.
-Idziesz, Kisame?-krzyknął Lee zaciskając mocniej w pasie czerwony sznur.
-Poczekajcie chwilę-mruknęłam i zapłaciłam za łańcuszki wpychając je pospiesznie do kieszeni. Zacisnęłam zęby wiedząc, że ten dzień zbliża się nieubłaganie. Ta świadomość bolała. Ból był produktem ubocznym uczuć, zapłatą za to, co przeżyłam z przyjaciółmi. Chyba było warto.
-Heeeej!-odwróciłam się. W naszą stronę biegła Sakura, cała zdyszana. Od kiedy wróciła mi pamięć jakoś mniej ją lubiłam. Ciekawe dlaczego.-Widzieliście... gdzieś... Sasuke-kun?-wysapała.
-Nie- Tenten zmarszczyła brwi.-Co się stało.
-Wpadł na mnie... Pytał o Naruto, a potem pobiegł gdzieś. Był strasznie zdenerwowany...
      Dlaczego go nie śledziła? Czyż nie była kunoichi z dość sporym doświadczeniem? Nie mogłam pojąć jej idiotyzmu. No, ale w końcu zmęczyła się krótkim biegiem przez wioskę, czego ja od niej chciałam? Walki? Chyba nie.
      Westchnęłam, czując, że ten dzień nie będzie jednak zbyt spokojny. Jeśli Uchiha był zdenerwowany coś było nie tak. Bardzo nie tak.
-Na razie-mruknęłam błyskawicznie znikając. Zdążyłam zobaczyć zmrużone oczy Neji'ego. Nie był głupi, pewnie domyślił się już, że coś jest ze mną nie tak. Sekret miał niedługo wyjść na jaw i choć nie bałam się konsekwencji wolałam sobie ich oszczędzić. Nie chciałam być uwięziona. Wolność była dla mnie najważniejsza; wolałabym umrzeć niż zostać schwytana. Sama myśl o tym sprawiała, że mój oddech przyspieszał ze zdenerwowania.
      Pierwszym człowiekiem jaki przyszedł mi do głowy, po sprawdzeniu miejsc gdzie mógłby być Uchiha, był Kakashi. Udałam się do jego mieszkania biegnąc szybko, zbyt szybko. Zużyłam dwa kokunteny naraz czego skutkiem będzie ból głowy, może gorączka. Po co to zrobiłam? Bo Sasuke zniknął, czego dzięki temu byłam pewna. Nigdzie nie wyczuwałam jego silnej chakry, której nawet nie starał się ukryć. Obnosił się z nią wiedząc, że to odstraszy część wrogów, zupełnie nie przejmując się resztą. Po dostarczeniu organizmowi takiej dawki śmiercionośnej chakry mogłam poczuć energie każdego kręgowca, określić położenie każdego w obszarze jakiegoś kilometra. Zaczęłam się zastanawiać co stałoby się po zużyciu trzeciego kokuntena.
     Kulturalnie zapukałam do drzwi hamując zdenerwowanie. Całkiem nieźle wychodziła mi kontrola emocji, dzięki czemu słysząc ciche "Wejdź" byłam spokojna. Głos nie należał do Kakashiego i nie potrafiłam określić kto to powiedział. Na wszelki wypadek położyłam dłoń na kaburze.
     Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem, a moim oczom ukazał się skromnie urządzony pokój. Kakashi tu był, razem z trzema innymi joninami. Oprócz Gaia była tu piękna kobieta siedząca na szafce oraz mężczyzna z papierosem, których nie rozpoznawałam. Zmarszczyłam brwi widząc Kakashiego, który leżał nieprzytomny w łóżku.
-Kisame...-zaczął Gai patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Uciszyłam go podnosząc rękę w górę. Zdenerwował mnie jego poważny ton.
-Co mu jest?-spytałam badawczo przyglądając się ninjom. Nie miałam siły ani ochoty, aby ukrywać się za maska uprzejmej Oki.
-Ta chakra...-kobieta wydawała się być oszołomiona ogromem tej mocy. Ja byłam do niej przyzwyczajona, choć wciąż potrafiła mnie zaskoczyć. Sęk tkwił w tym, żeby ją opanować.
-Czekam-warknęłam spinając się. Nie miałam czasu na pierdoły typu "Och co za moc!"
-Został zaatakowany-facet wyjął zapalniczkę i zaczął bawić się płomieniem.
-Tyle zdążyłam wywnioskować. Przez kogo?-mężczyzna zacisnął zęby. Najwyraźniej nie mógł odpowiedzieć.-Słuchaj...
-Wrócił do wioski-sztywny głos Gaia pasował do ostrego wzroku, choć strasznie kontrastował z kostiumem i fryzurą.-I szuka Naruto. Sasuke chyba poszedł ich szukać...
-Kto?-spytałam, podświadomie znając odpowiedź. Na czyje imię Sasuke reagował z nietypową wściekłością? Kogo aż tak bardzo chciał zabić?
-Powiemy ci to tylko dlatego, że nie dostaliśmy rozkazu zakazującego rozpowszechniać tą informacje, aczkolwiek nalegam, abyś nie opowiadała o tym cywilom i znajomym-powiedziała szatynka. Prychnęłam. Kto miałby im niby rozkazać? Gość od ramenu?
-Uchiha Itachi.
     Tyle mi wystarczyło. To marne potwierdzenie, że on był w wiosce, że zaatakował Kakashiego, że był kolejnym bratem-dupkiem, który śmiał zakłócić mój spokój. Musiałam odnaleźć Sasuke i Naruto. I to szybko. Rzuciłam krótkie spojrzenie Hatake, zanim wybiegłam z pomieszczenia.
-Zajmijcie się nim.
--------------------------------------
Hej.
Ja wiem, że bez akcji, wybaczcie. Może przecierpicie. :")
Całkiem sympatyczny ten rozdział, nie powiem. Dość... emocjonalny. No, ale wiecie, Kisame ma prawo, jej życie jest porypane do kwadratu. xD
Okey, co do reszty moich zacnych blogów. (jednego, ale ciii...)  Arahja będzie, powoli idzie dalej, choć na razie skupiam się na CCP. Niedługo zepnę dupę i napiszę, mówię wam.
Nie wiem, czy już tu pisałam, ale zakładam nowego bloga. Mniej więcej w okresie listopad-grudzień, mam już część prologu i zarys fabuły. Będzie to KakaRin, choć trochę... Nietypowe. Sami się przekonacie.
Chyba tyle. Całusy.
Kisame Omori


2 komentarze:

  1. 'Definitywnie mnie pojebało.'
    Kocham ten tekst. Ukradnę go sobie od ciebie i będę powtarzać, zawsze gdy będę miała podobny stan jak nasza bohaterka przy obiedzie. A to bardzo często się zdarza XD
    Brat Kisame. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się sympatyczny :)))) Psychiczny, ale fajny :3
    Przytulaski przytulaskami, ale dzikie seksy też fajne! Więc nie obraziłabym się gdyby w tym łóżku nie tylko leżeli obok siebie! :3
    O MÓJ JASHINIE!
    Kakashi nieprzytomny, Sasuke zniknął, Naruto w niebezpieczeństwie. To może znaczyć tylko jedno... TAK! W KOŃCU! ITACHI PRZYBYŁ <3333 MÓJ ITACHI KTÓRY ZARAZ PEWNIE WSZYSTKO ROZPIERDOLI NO ALE KOCHAM GO ZA TO <3
    Dawaj kolejny rozdział <333

    Że ci się chce pisać kolejnego bloga! Ja nie mogę znaleźć czasu nawet na jedno ;_; Ale też zepnę dupę jak ty i coś napiszę.
    No to czekam na kolejny rozdział i kolejnego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre motto życiowe. xD
      Ja tam lubię jej brata. <3 Jest taki... sympatyczny. xD
      No co ty, musi być trochę uroczo. :3
      Tak, Itaś będzie, wiem, że się cieszysz, ja też. <333 HI IZ SOŁ EMEJZING <3333
      Może kiedyś. xD

      Zacznę go jak skończę CCP (został jeden rozdział i epilog xD) więc jakoś dam radę. A ty pisz, pisz!
      Cieszę się. :))
      Kisame Omori

      Usuń

CREATED BY
Mayako