środa, 21 października 2015

VIII - Pogrzeb

"Mayday! Mayday! Ten statek powoli tonie.
Myślą, że jestem szalony, ale nie znają tego uczucia.
Wszyscy dookoła mnie, krążą jak sępy.
Chcą mnie złamać i zmyć moje kolory."
                                       -Nightcore, My Demons

      Dlaczego to tak cholernie boli?!
      Spojrzałam na nadgarstek. Trząsł się, żyły były doskonale widoczne. Były czarne, tak nienaturalnie ciemne. Przerażały mnie. Tak samo, jak cienie. Skrzypienie szafy, szum wiatru... To wszystko mnie atakowało raz po razie zatapiając we mnie kły. Ciemność chciała krwi i wybrała sobie mnie na ofiarę.
       Sasuke...
       Zaskomlałam z bólu wbijając paznokcie w nadgarstek. Po chwili spływała po nich ciepła ciesz. Nie, nie ciepła, nawet nie gorąca. Ona paliła żywym ogniem rozsadzając mnie od środka. Była... czarna? Czerwona? Szare mroczki uniemożliwiły mi rozróżnianie kolorów.
       Gdzie jesteś?
        Uspokoiłam się na chwilę. Chciałam krzyczeć, ale mogłam tylko leżeć i patrzeć. Spokój trwał, dopóki nie wierzgnął mną prąd. Tak mi się przynajmniej wydawało, mi, ledwo przytomnej od bólu i majaków. Wydusiłam z siebie urwany po chwili krzyk, chowając twarz w dłoniach. Przeklęta chakra Orochimaru...
       Potrzebuję cię.
       Nie chciałam płakać. Nienawidziłam tego. Ninja nie mieli prawa tego robić, łzy były oznaką słabości. Było coś w tym, co ojciec wpoił we mnie przez te osiem lat. Skrzywiłam się widząc chodzące po mnie pająki. Węże oplatały moje kostki sycząc. Wiedziałam, że to shiza. Majaki wywołane trucizną we krwi. Mogłam się tylko modlić, żeby mój organizm szybko ją wydalił.
      Chodź tutaj, proszę.
       Zwlokłam się z łóżka ignorując gada oplatającego moje nadgarstki. Z moich ust wydobył się kaszel, wydawało mi się, że widzę krew. Zaczęłam czołgać się do drwi. Nie wiedziałam, gdzie dokładnie zmierzam. Lewa, prawa, lewa... Przypomniałam sobie.
      Bez ciebie nie ma mnie.
      Moje lekarstwo. Te czarne oczy wiercące we mnie dziurę. Musiałam je zobaczyć, tak cholernie bardzo... Lewa, prawa, lewa... Po chwili, która wydawała się być godziną, dniem, tygodniem, znalazłam się na korytarzu. Jeszcze kawałek....
      Bo wiesz, ja cię...
      Obejrzałam się za siebie. Goniła mnie ciemność. Słowo "wyobraźnia" już nic mi nie mówiło. Jakoś przyspieszyłam. Zaczęłam żałośnie walić pięściami w drzwi, po chwili zobaczyłam jego stopy. Podniósł mnie, trząsł mną, coś mówił, ale nic nie słyszałam, widziałam, czułam... Byłam w pustce zadowolona z osiągnięcia celu.
      Kocham.
 *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *
      Obudziłam się w lekkim świetle. Na początku nie nic nie widziałam przez zaklejone powieki, ale wiedziałam, że jestem u niego. Wszędzie unosił się zapach mięty, który potrafiłam tylko tak dopasować. Informację dopełniało ciepło ciała tuż obok mnie. Ostrożnie pomacałam łóżko w poszukiwaniu znajomego dotyku. Wyczułam klatkę piersiową, lekko opadającą i unoszącą się pod moją ręką. Tuliłam się w niego. Bo chciałam. Bo mogłam.
      Wspomnienia z ostatniej nocy migały przed moimi oczami. Nie chciałam o tym myśleć. To było toksyczne, to bolało. Nie rozróżniałam jawy od snu. Co było prawdziwe? Czy ja naprawdę mogłam pomyśleć, że...
       Drgnął lekko, słońce padało na tą piękną twarz wyostrzając rysy. Jasna, rażąca w oczy świetlista poświata nawet do niego pasowała.Wyglądał strasznie spokojnie, choć jakoś nigdy nie widziałam go naprawdę wściekłego. Tylko kiedy uwolnił Przeklętą Pieczęć, pod której działaniem nawet Kage by ukląkł. Nie liczyło się, prawda?
      Szarpnęłam lekko jego ramie, a jego powieki momentalnie się podniosły. Był czujny, tak jak powinien. A ja nie miałam zamiaru siedzieć i drżeć na myśl, że się obudzi i co w tedy. Po co przedłużać? Mogłabym też wyjść, ale...
    "Tylko dziwki wychodzą nad ranem".
     Źle na mnie działasz, Uchiha.
-Dzięki-mruknęłam na początku. Tak wypadało, nie? Skinął głową siadając. Poczułam pustkę związaną z brakiem jego ramion. Chore.
-Od kiedy?-nie chciałam odpowiadać. To była moja tajemnica, a jego pytanie było...
-Od rozmowy z Hatake- syknęłam przymykając oczy. Nie lubiłam ujawniać informacji.
-Kim jest ten chłopak z misji?-potrafił zadawać właściwe pytania, nie ma co. Oby go to nie zgubiło.
-Przyjaciel.
-Chcę go poznać.
     No chyba ochujał.
-Nie ma mowy-warknęłam. Tansho, od kiedy stałeś się drażliwym tematem? I po cholerę mu cię poznać?
-Jest dla ciebie najważniejszy, prawda?-spytał. Co on tak nagle? Przez chwile chciałam odpowiedzieć oczywiste "tak", ale nie tylko on był na pierwszym miejscu.
-Trzy rzeczy.
-Hmn?-zmarszczył czoło, a ja uśmiechnęłam się lekko. Przemyślałam odpowiedź jeszcze raz. W końcu w tym przesłuchaniu chodziło o szczerość.
-On, wolność i...-urwałam wpatrując się w czarną ścianę. Raziła w oczy swoją ciemnością. Nie otrzymał dokończenia wypowiedzi.
-I...?
      Ty.
-Kiedyś ci powiem-zbyłam go. Nie ma tak łatwo, a co.-Moja kolej. Skąd masz Pieczęć?-spojrzałam na niego badawczo, po czym wstałam i podeszłam do równie czarnej co reszta mebli komody.
-Egzamin na chunina, Orochimaru się wpierdolił, po czym ugryzł mnie jak pieprzony wampir-burknął, jego głos ociekał jadem. Otworzyłam szufladę. Podobał mi się zakres kolorystyczny - czarny, różne odcienie szarości i troszkę białego. Zdjęłam koszulkę, po czym założyłam jakąś jego, od której nie śmierdziało potem. Co za ulga.
-Nienawidzisz swojego brata?-zapytałam po prostu, odwracając się powoli. Zastanawiało mnie to. Ja do mojego osobiście nic nie miałam, pomijając fakt, że był skurwielem uzależnionym od pozyskiwania siły. Śmiecia zrobił z niego strach wywołany przez ojca, którego potem zabił. A przecież wystarczy tylko pogodzić się ze śmiercią bliskich. Problemem było to, że dla niektórych to wcale nie było "tylko". Dla nich, oznaczało to odrzucenie honoru, było żałosne. A tak naprawdę było najlogiczniejszym wyjściem.
     Proste?
-Pytasz na poważnie?-wydyszał przez zęby, nagle burząc obrazek spokoju i piękna. W jego oczach czaiła się ta wściekłość, do której byłam przyzwyczajona. Szczegółem było to, że teraz miażdżyła.
     Najwyraźniej nie.
-Nienawidzę go najbardziej na świcie. Zabiję go-powiedział z pewnością, zaciskając pięści na prześcieradle. Taki silny, taki mocny, a jednocześnie taki słaby. Podniecało mnie to. Kiedyś powiedziałabym, że nie powinno. Chore, niezdrowe, złe, be, a fuj. A teraz?
      Usiadłam okrakiem na jego kolanach. Spojrzał na mnie zaskoczony marszcząc brwi. Uniosłam jego podbródek do góry, tak, żeby patrzył mi prosto w oczy. Nie odepchnął mnie.
      Ta czerń.... Głębiej, chciałam w niej utonąć.
      Nasze usta spotkały się, nie delikatnie, nie uroczo. Namiętnie. Wplotłam palce w jego włosy. Zostało mi to uwielbienie do nich. Jego chłodne ręce wpełzły pod moją, nie, pod jego koszulkę i zaczęły przesuwać się wzdłuż mojego torsu. Badać, dotykać, odkrywać. Jęknęłam cicho w jego usta, a Sasuke z uśmiechem zsunął się na moją szyję. Zaczęłam cicho mruczeć. Pożądanie przejęło kontrole. Byłam za.
      Więcej...
-Pogrzeb zaraz się zaczyn...-usta Naruto pozostały otwarte. Posłałam mu oburzone spojrzenie. Jak można wejść do czyjegoś domu bez pukania? Pieprzony Uzumaki i jego pieprzony pogrzeb. Nie zapominajmy o pieprzonym wyczuciu czasu.
-Źle się czuję.
     Wstałam i ruszyłam w stronę okna ignorując stojącego w drzwiach blondyna. Podobnie uczynił Uchiha, który wstał po prostu z łóżka.
      Pogrzeb? Nie miałam ochoty żegnać się z tym pieprzonym kłamcą. Wiedział, ale nie zrobił mi tej łaski, nie poinformował mnie o niczym. Byłam kretynką, a on niewątpliwie to wykorzystywał. Nienawidziłam go za to, choć technicznie rzecz biorąc mógł wtrącić mnie do więzienia, a nie przydzielić do drużyny i dać dom. Mimo tego całego szacunku, podziwu, kierowanego do jego stołka i tej miłości ludu, był tylko manipulantem, jak każdy władca.
      Zeskoczyłam z parapetu już w swoim mieszkaniu. Ciekawym było to, że wciąż mnie nie okradziono. Nie, żeby mi to nie pasowało. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro.
       Dlaczego, do jasnej cholery się rumieniłam?! Odbicie wyraźnie pokazywało moją czerwoną twarz, która nie miała prawa istnieć. Oddychałam szybciej i zachowywałam się jak czternastolatka po pierwszym pocałunku.
      Mój umysł. Masa sprzeczności przykryta pelerynką niewidką.
      Przymknęłam powieki starając się uspokoić.To nie mogło tak być. Nie. Byłam silna i nie obchodził mnie jakiś chamski dupek. Gra. To wszystko powinno być zabawą, którą w końcu bym zakończyła bez żadnych konsekwencji. Ot tak, sayonara.
      Kurwa.
      Zdjęłam ubrania i rzuciłam je całe porozwalane i skopane w kąt. Drgnęłam, kiedy poczułam zimno kafelek. Moją najbliższą misją było zlikwidowanie gęsiej skórki. Od razu odkręciłam wodę na najgorętszą, choć po chwili musiałam ją przykręcić. Zamknęłam oczy czując jak ciepłe strumyki spływają po moim ciele. To było tak cholernie przyjemne...
     Przed oczami stanęła mi twarz Sasuke. Wiedziałam, że będę musiała go zostawić. Byłam pewna, że Kimura nie da spokoju, dopóki się nie dowie. A on nie wiedział co to moralność. Żadnych zasad. Szaleństwo. Bezlitosność.
      I te identyczne jak moje oczy.
 *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *
-Wiesz, że jesteś skończonym idiotą?-bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
-Kwestionowałbym to.
-Ja mam pewność-przymknęłam oczy, po chwili ponownie je otwierając. Dostrzegłam łobuzerski uśmiech na twarzy chłopaka siedzącego po drugiej stronie łóżka.-Jesteś, kurwa, poszukiwany.
     Wzruszył ramionami, tak po swojemu, mając kompletnie wyjebane na konsekwencję. Westchnęłam tylko, znałam i szanowałam jego upór.
-Wszyscy są na pogrzebie. Daj spokój-splótł ręce ze sobą skubiąc skórki przy paznokciach.
-On się zaraz kończy, Tansho.
      Nie chciałam, żeby wychodził. Marzyłam o tym, żeby był przy mnie, żeby ze mną porozmawiał, żebym mogła się mu wyżalić. Bo on by mnie nie wyśmiał, cokolwiek bym nie powiedziała. Ale widziałam pesymistyczne strony tej sytuacji; w każdej chwili mógł tu wpaść Naruto, Sakura, czy chociażby Sasuke. A oni go widzieli. Nie jako mojego przyjaciela; jako nukenina, który zamordował ninje z Suny. Tak naprawdę najpewniej zrobił to Orochimaru. Jego najbardziej utożsamiałam z wężami.
-Dla kogo tak naprawdę chciałeś przechwycić ten zwój?-zmieniłam temat. Jak zawsze intrygowało mnie to, czy miałam rację.
-Wiem, że ci się to nie podoba, ale musiałem jakoś zdobyć pieniądze-uniósł ręce do góry w geście kapitulacji. Uznałam, że oznacza to, że mogę pytać o co chce. Upewniłam się o własnej racji, więc nadszedł czas na przemyślenia.
-Po co mu to było? Suna była po jego stronie-zmarszczyłam brwi. Nie widziałam w tym żadnego sensu.
-Utworzył się tam jakiś ruch oporu... Orochimaru chyba zabił im Kazekage, nie wszystkim się to podobało. Mogli łatwo przechwycić zwój od takiego słabego kretyna-blondyn prychnął.-Próbował zabić mnie jakimś prostym fuutonem.
-To by wszystko wyjaśniało. Szukał informacji na temat członków egzaminu...
-Nowy króliki doświadczalne-uśmiechnął się.-"Oddaj mi swoje ciało, a dam ci siiiiłęęęę".
     Wystawił język, a jego rysy stały się podobne do twarzy wężowatego. Skrzywiłam się. Sannin proponował nam to nie raz. Parę razy ledwo uszliśmy z życiem. W sumie, nic dziwnego, że chciał ostatnich właścicieli najbardziej przydatnych kekkei-genkai Chmury do eksperymentów.
-Wyjdź z tym. I nie marnuj chakry- mruknęłam zdegustowana. Pochylił głowę, a jego oczy, przed chwilą jeszcze błękitne, zmieniły kolor na zieleń. Nie panował nad tym. Tylko po tym można było poznać jego kekkei-genkai, choć przy większej zmianie wyglądu oczy nie zmieniały koloru.
     Spojrzałam przez okno. Przed chwilą przestało padać, zza chmur wyszło słońce rozświetlając kałuże. Dostrzegłam ludzi powracających z pogrzebu. Część była przygnębiona, ale większość śmiała się rozmawiała normalnie ze znajomymi. Taka już była ich natura; w końcu i tak w większości nie znali Sarutobiego.
     Pośród tłumu od razu wypatrzyłam Sasuke, obok którego szła reszta naszej drużyny. Oni również się śmiali, mimowolnie pokonując smutek.
-Musisz już iść-szepnęłam, a coś ścisnęło mi gardło. Oczy zaczęły piec; nagle to mi chciało się płakać.
     Nie odwracaj się, nie odwracaj się, nie odwracaj się, nie...
-Hej...-objął mnie od tyłu, mocno. Zacisnęłam dłoń na jego przedramieniu, nie miałam zamiaru puszczać.-Nie płacz. Wrócę.
     Otworzyłam dłoń walcząc z samą sobą, a materiał wypadł z mojej ręki. Powstrzymałam szloch, po raz kolejny czując się słaba, obnażona, przegrana...
      Zniknął, ponownie zostawiając mnie samą.
 *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *
      Tlen. To było to, czego definitywnie potrzebowałam. Niby w mieszkaniu również był, ale tylko teoretycznie. Dusiłam się tam, co było cholernie irytujące.
     Musiałam się uspokoić. Niezbyt dziwiło mnie to, że nareszcie się złamałam. Tak naprawdę tylko na to czekałam, na przebłyski charakteru nabytego po utracie pamięci. Teraz potrzebowałam jednak mojego zwyczajowego chłodu, który, mimo, że trudny do utrzymania, pozwalał mi dumnie kroczyć przez życie.
     Mimo, że pogrzeb już się skończył ludzie nie wychodzili z domów. Zero zwyczajowego harmidru, wrzeszczących bachorów i promujących się sprzedawców. Minęłam nieczynne Ichiraku i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie obserwuje. Spięłam się lekko i wcisnęłam ręce głębiej do kieszeni. Znałam tą chakre. Choć w większości przypadków nie potrafiłam ich rozróżnić, chyba, że użyłam kokuntena, to tą rozpoznałam niemal od razu. Była przytłaczająca, a właściciel nie potrafił, lub po prostu nie chciał jej ukryć. Nie miałam pojęcia dlaczego wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi. Kimura naprawdę doprowadzał mnie do szału.
      Przyspieszyłam. Musiałam jak najszybciej opuścić teren wioski, za wszelką cenę. Szybciej... Była coraz bliżej. Zaczęłam biec. Wyobraziłam sobie jak się uśmiecha, co najpewniej teraz robił. Jeszcze szybciej...
      Nie widząc innego wyboru użyłam kekkei genkai. Od razu zużyłam masę chakry na bieg, po chwili widziałam już bramę. Strażnicy nie stali na warcie; idioci. Śmierć Hokage powinna zwiększyć ich ostrożność, nie odwrotnie.
     Zatrzymałam się dopiero na polanie, na której trenowałam z Sakurą. Wiedziałam, że i tak nie mam szans na ucieczkę. Sapałam głośno i byłam zbyt zdenerwowana, żeby myśleć o taktyce. Ale on się tak nie bawił. Praktycznie w każdej sytuacji obmyślał najpierw plan, z różnymi zapasowymi wyjściami. Wyjątkami były momenty, kiedy tracił cierpliwość. Wtedy uwalniał swojego wariata, i miał głęboko w poważaniu czy stoi przed nim Kage czy pięciolatka. Jego priorytetem było wygrać za wszelką cenę. Zabić, zniszczyć, zranić, także siebie... Nic nie było ważne dopóki nie był wygrany.
     Widziałam jak kroczy powoli w moją stronę, uważnie się we mnie wpatrując. Oczekiwał jakiejkolwiek reakcji, czegoś, dzięki czemu przechyliłby szalę na swoją stronę. Starałam się zachować pokerową twarz, choć przy nim akurat najmniej mi to wychodziło.
      Na jego twarz wkradł się uśmiech, tak bardzo charakterystyczny. Nie znosiłam go, to właśnie on uprzedzał przeciwnika, że nie będzie łatwo. Walka z psychopatą nigdy nie jest łatwa.
     Właściwie, nie miałam pojęcia, czy będziemy walczyć. Bywały momenty, kiedy piliśmy razem, zwykle też z Tansho, i rozmawialiśmy jak starzy znajomi. Ale tym razem nie liczyłam na to, że po tym całym trudzie związanym z usuwaniem wspomnień teraz się tak stanie.
      Uniosłam wyżej podbródek i po raz kolejny przyjrzałam się jego twarzy. Powinna przecinać ją szrama, której byłam autorką. Najwyraźniej znalazł dobrego medyka. Wyglądał tak jak zawsze z kupą ułożonych w, jak on to mówił, "artystycznym nieładzie" włosów.
      I te identyczne jak moje oczy.
-Tęskniłaś?-spytał. Prychnęłam, opierając się o stojące za mną drzewo. Skrzyżowałam ramiona, próbowałam wyglądać lekceważąco. Zachichotał.-Patrząc na to z jaką szybkością uciekłaś z tej swojej wioski wnioskuję, że nie.
     Postanowiłam to przemilczeć. Był zbyt nieobliczalny, żeby się z nim kłócić. Jego pewność siebie doprowadzała do szaleństwa. Powinien się poddać, odejść. Gdyby zaczął ze mną walczyć pomogłaby mi cała wioska, przecież to było najlogiczniejsze wyjście. Chociaż... Nie. Nie można liczyć na racjonalne zachowanie psychopaty.
-Czego chcesz?-warknęłam, chcąc jak najszybciej zakończyć tą konwersację. Zwykle nie byłam aż tak zdenerwowana, ale w chwili obecnej moja siła psychiczna legła w gruzach.
-Dlaczego tak niemiło?-uśmiechnął się przeczesując palcami włosy. Wyglądał jak normalny chłopak, gdybym go nie znała nie domyśliłabym się, że jest mordercą. Właściwie u mnie to działało tak samo.
-Jesteś psychopatą-powoli odbudowywałam moją pewność siebie, co z jednej strony mnie cieszyło, a z drugiej przerażało.
     Bo czy to nie ta przeklęta pewność siebie połączona  z paroma innymi czynnikami nie sprawiły, kim się stał?
-Wolę określenie "człowiek z wyobraźnią"*-mruknął. Kąciki jego ust uniosły się do góry. Wyglądał, jakby zaraz miał się roześmiać.-Doskonale wiesz po co przyszedłem, siostrzyczko.
--------------------------------------------
Dam, dam, dam...
Tak, lubię kończyć w takich momentach.
Jestem zadowolona, serio. Trochę akcji, mniej nudnych romantycznych scenek... Jeszcze się rozkręci, zobaczycie. #będzie_dobrze
Akurat siedzę w domciu chora, więc skończyłam te kilka akapitów. Wydaje mi się, że może być, choć, jeśli się uda, mam zamiar zrobić to trochę bardziej... No, psycho.
Wczoraj zaczęłam oglądać "Durarare" i chyba zakochałam się w Azayi. On jest taki #%@^$%%^#. <333 Brałabym. B) Mówiłam już, że lubię psycholi?
Z tego co mi się, kurczę, wydaje to ja jeszcze nie promowałam tu Arahji. No więc klikać TU i dawać "sweet komcie". Akcja się jeszcze rozkręci, bo na razie to nudno jakoś. ;-;
No, to tyle. Czekam na szczerą opinię. Jeszcze nie było tu hejtera, na nich też czekam.
Pozdrówka
Kisame Omori


*To jest cytat. Chyba z serii "Szeptem", ale nie jestem pewna.

2 komentarze:

  1. Mogę być twoim hejterem, nie ma problemu :)
    Hejt za krótki rozdział.
    Hejt za Uzumakiego, który ZNOWU wszedł w nieodpowiednim momencie. (Chyba oboje lubimy denerwować czytelników i kończyć tak chamsko romantyczne scenki XD)
    Hejt za przyjemny (?) ból brzucha, który wywołała pierwsza część rozdziału. Jezu, jakie to było zajebiste. Te halucynacje, te wizje, te węże...
    Hejt za to, że nie wiem po co przyszedł jej bat ;_;
    Hejt na przyszłość, bo wiem, że jeśli w ciągu 24 godzin nie opublikujesz nowej notki to będę na ciebie wkurzona >.<
    Hejt, hejt, hejt <3
    Pozdrawiam, buziaki, miłego dnia, weny, hejtów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło mi bardziej o takiego hejtera, z którego miałabym beke, ale ty też ujdziesz. xDD
      Uznałam, że trzeba zakończyć w tak dramatycznym monecie. :v
      Ja mówiłam, że Naruto będzie miał takie wyczucie czasu. xDD (Taaaak, strasznie zabawnie to tak kończyć... C:)
      Pomysł na pierwszą część przyszedł podczas spaceru z psem. B| Muszę częściej z nim wychodzić. xDD
      Jej brat zostanie objaśniony. Kiedyś. xDD
      Tu muszę przyznać, nie wyrobię się. xD Wybacz.
      Dziękuję, czekałam. :") Jestem wzruszona.
      Wzajemnie, tylko dodaj czekoladę
      Omori

      Usuń

CREATED BY
Mayako