niedziela, 4 października 2015

VII - Atak

"Oni patrzą, na kolejny
Nowy krok nasz chcą, by był chwiejny
My stawiamy z pasją, ten następny
Dlatego krok nasz nie jest chwiejny."
                                                                    -KaeN, Każdy kolejny krok

-Oniisan!-dziecięcy krzyk sprawia, że otwieram oczy. Czterolatka wpada w moje ramiona, a ja śmieję się ciesząc z ukradzionych chwil. Wtulam twarz w jej czarne włosy. Kocham ją i jednocześnie nienawidzę. Jest taka niewinna, kiedy się śmieje. Chociaż właściwie nie tylko. Zazdroszczę jej tego.
       Drobne ciałko wtula się we mnie, a ja zadowolony ponownie zamykam oczy. Uwielbiam momenty, kiedy mogę po prostu przy niej być bez żadnych konsekwencji. Mimo wszystko boję się. Drżę cały na myśl o tym, co może się stać, gdy on nas znajdzie. Nie mam pojęcia co takiego mu zrobiłem, dlaczego on tak bardzo mnie nienawidzi. 
      Ryzykuję.
      Usypiam z palcami wplecionymi w włosy siostry.
*~*
      Budzi mnie uderzenie. Czuję jak jestem podnoszony za włosy. 'To boli!' -chcę krzyknąć. Ze strachem patrzę w twarz mojego oprawcy piszcząc lekko z bólu.
      Co słychać, tato?
-Nie. Masz. Prawa. Jej. Dotykać-każdemu słowu towarzyszy cios. Krzyczę z bólu. Mam osiem lat, nie potrafię się bronić. Odrzuca mnie na ziemię, uderzam barkiem o twardą korę drzewa. Z moich oczu płyną łzy. Odwracam wzrok, nie chcąc oglądać tej znienawidzonej twarzy. Zalewa mnie fala zaskoczenia. Ona też płacze, staje między nami z rozpostartymi ramionami. Cała drży.
-Przestań, tatusiu! Proszę-szlocha, jednak on już nad sobą nie panuje. Rzucam się do przodu, ale nie zdążam na czas. Odtrąca ją ręką, na tyle mocno, że dziecięce ciało uderza o glebę. Patrzę na to zlękniony i zaskoczony; jeszcze nigdy nie podniósł na nią ręki. Nie wiem co robić. Po prostu stoję, a kolejny cios pozbawia mnie przytomności. Przyjmuję to z ulgą.

     Patrzę na niego. Jestem cały we krwi, w ręce trzymam jeden z kunaii. Reszta tkwi w jego ciele, dumnie obwieszczając moją wygraną. Powinienem być przerażony i obrzydzony, ale... uśmiecham się. Jestem spaczony, i jestem tego świadomy. Choć to akurat jego wina. Doigrał się. Bo w końcu... To on był tym złym, tak? Nienawidził mnie za to, że moja matka go zdradziła, że zostawiła mu swoje dziecko umierając. Był potworem, który potrafił skrzywdzić pięciolatka. Każda moja blizna o tym świadczyła. Był moim jedynym lękiem, tak bardzo...
     Tak bardzo cieszę się, że zacząłem trenować. 
     "Wylewająca się z rany czerwona krew przywołuje wspomnienia mojego życia."
      Tak, ten widok co najmniej skłania do refleksji. Tych wszystkich razy, kiedy to ja byłem na jego miejscu, kiedy błagałem o litość. Tak jak on przed śmiercią. Już wiem, jaki byłem żałosny.
     Zauważam w drzwiach Kisame. Jest cholernie inteligentna jak na swój wiek. Uśmiecham się szerzej widząc moją bluzę zwisającą na niej. Chyba się mnie boi, ale to teraz nie jest ważne. W końcu nareszcie jestem wolny.
-Co jest, siostrzyczko? Wiesz, że dobrze zrobiłem. Wiesz, jak mnie traktował-szepczę. Tłumaczę się. Próbuję przekonać. Nie ją, siebie. Podchodzę do niej. Nie płacze od dobrych paru lat, dzisiejszy dzień nie jest wyjątkiem. Ona też go nie kochała, choć jej uczucia nie były porównywalne do moich. Dotykam jej policzka zostawiając czerwoną smugę.-Nie był dobrym ojcem.
     Zamknęła oczy. Gdzieś w środku chciałem ją przytulić, pocieszyć. Jednak ten szept został zagłuszony strachem. Już nigdy nie chciałem być słaby, nigdy nie chciałem cierpieć. Musiałem stać się tak silny jak to możliwe. Za wszelką cenę.
*       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *       *

      Dziwnie czułam się po powrocie wspomnień. Niektóre były z dwóch perspektyw; mojej i mojego brata. Nie miałam pojęcia dlaczego. Choć to nie było najważniejsze pytanie. Nie wnikałam w to.
      Dzisiaj finał egzaminu na chunina. Po odzyskaniu pamięci zostałam w Liściu, poznawałam nowych ludzi, grałam. Po co? Bo byłam słaba. Bo całe dnie spędzałam przy oknie wypatrując go. To on był problemem, to przez niego nie mogłam spotkać Naokiego, to przez niego... A może raczej przeze mnie?
     Nie rozmawiałam z nim. Trenował całymi dniami, wracał późno. Ja sama siedziałam w domu przerażona perspektywą rozmawiania z tymi wszystkimi ludźmi. Chciałam do Tansho, tak cholernie tęskniłam. Pieprzony dupek. Tak kończysz, kiedy masz przyjaciół.
      Mimo niechęci co do wioski przyszłam. To było coś jak stadion; ogromna budowla z trybunami z wyznaczonym na środku miejscem do walki. Były nawet drzewka. Jak miło.
       Z obrzydzeniem patrzyłam na tych wszystkich ludzi domagających się krwi. Ludzkość była spaczona, podniecała ją adrenalina, ekscytacja, śmierć; ale tylko kiedy sami byli w bezpiecznym miejscu. Ciekawe jak szybko by uciekali, gdym podeszła do nich z kunaiem. Nie byli warci pobrudzenia rąk.
       Sasuke z Kakashim nie przybyli. Nie martwiłam się zbytnio. Hatake by dość silny, by być Kage; to musiałby być naprawdę trudny przeciwnik.
      Z powodu nieobecności Uchihy walkę zaczął Shikamaru Nara. Lubiłam gościa. Widziałam się z nim tylko raz, byłam wtedy z Nejim, Tenten i Lee; był spokojny, zrównoważony i leniwy. Nie irytował jak większość Konohy.
      Jego przeciwnikiem była blondynka z Suny. Na jej plecach spoczywał ogromny wachlarz. To, że używała Fuutona było oczywiste jeszcze przed pierwszym atakiem. Była silna, zbyt silna jak na egzamin dla dzieciaków. Pamiętałam mój egzamin. Tam nie trzeba było cackać się z miesiącem przygotowań czy wcześniejszymi etapami; potrafiłeś pobić przyjaciela do nieprzytomności, byłeś godny miana chunina. Inteligencji potrzebował tylko jonin.
      Znudzona obserwowaniem walki odeszłam. Wynik był od początku jasny. Mimo sporej różnicy sił Nara był najlepszym strategiem jakiego znałam, choć zbytnio się nie popisywał. Kiedy złapał ją w swoją techniką byłam pewna, że miałam rację. Słysząc "Poddaję się" zatrzymałam się z uśmiechem. Bo grunt to nieprzewidywalność, co?
      Od razu po dojściu do domu położyłam się i zamknęłam oczy. Bo jaka logika była w oglądaniu jak Naruto dostaje wpierdol od Nejiego? Kiedyś nie sprawiłoby mi to różnicy, ale teraz... Byłam słaba, tak cholernie słaba, i czułam się z tym koszmarnie. Chciałam stracić wspomnienia, tym razem te z ostatnich dwóch czy trzech miesięcy. Znów być nieczułą, przyzwyczajoną do bólu sobą, mającą tylko Tansho.
      Pomyślałam, że fajnie byłoby tak sobie położyć się, zasnąć i nigdy nie obudzić. Nie umrzeć, bo to sprawiłoby sporo bólu innym. A gdybym spała byłoby okey. W końcu by o mnie zapomnieli. A potem obudziłabym się, tak na chwilę, a oni wszyscy by już nie żyli, tak ze starości, a ja potem też bym umarła, tak wiecie, ze smutku. I wszystko byłoby super.
      Z pojebanych rozmyślań wyrwało mnie trzęsienie się łóżka. Bez zastanowienia wstałam. Musiałam złapać równowagę. Podłoga również się trzęsła. Wyjrzałam przez okno, aby ogarnąć o co chodzi.  Napotkałam się z ładnym, złotym, aczkolwiek nieco zbyt dużym okiem. Wąż. Ogromny, kurwa, wąż kurwa, stał, kurwa, przed, kurwa, moim oknem. O kurwa.
       Nie patrzył w moją stronę, więc wyskoczyłam przez okno wybijając szybę. Nie zamarłam z przerażenia, nie zemdlałam, nie dostałam zawału. Chłodno ogarnęłam sytuację. Chaos. Zamęt. Ninja walczący z ogromnym, trzygłowym wężem pustoszącym wioskę. Ogromna, fioletowa bariera na obrzeżach wioski, dość daleko ode mnie.
-Co się dzieje?-spytałam jakiegoś shinobi, który z kunaiem w drżącym niemiłosiernie ręku podchodził powoli do potwora.
-S-suna zdradziła. Zaatakowali wioskę...-przełknął ślinę, po czym z wrzaskiem zaczął biec na węża. Przewróciłam oczami, po czym odepchnęłam go, wybijając się w górę. Zwrócił na mnie uwagę. Wszystkie trzy głowy wysunęły języki. Zmarszczyłam noc. Obrzydliwe. Szybko ułożyłam pieczęcie.
-Suiton: Mizurappa!-strumień wody wypędził węża na obrzeża wioski. Był silniejszy niż podczas walki z Sasuke. Wolałam użyć silniejszych technik, ale przecież powinnam ich nie pamiętać.
     Wróć. Matko. Sasuke.
      Podeszłam do pierwszej z brzega kunoichi.
-Gdzie są uczestnicy egzaminu?-warknęłam. Jej błękitne oczy wyrażały oburzenie.
-Niektórzy pobiegli do lasu... Za dzieciakami z Suny... Tak mi się wydaje...-burknęła obrażona. Jednak ja już biegłam. Uwolniłam kokuntena starając się wykryć chakrę Uchihy. No już, szybciej. Północ.
      Jednak... coś mnie powstrzymało. Jakiś dzieciak, który nie poszedł oglądać walk płakał. Leżał w gruzach, cały brudny, a cielsko monstrum sunęło w jego stronę. Chciałam go zostawić. Tak bardzo... Po chwili był w moich ramionach. Nie wiercił się, nie kopał. Mądry chłopiec. Był mniej więcej w wieku Kokiego. Przeklinałam się za tą słabość, w końcu co mnie obchodzi jakiś bachor? Nie byłam sobą, czułam się dziwnie. Zbyt dziwnie. Oddałam go jakiemuś mężczyźnie.
      Biegłam jak najszybciej, czyli, po takiej dawce chakry, naprawdę szybko. Po chwili widziałam go. Leżał na gałęzi, czarne plamy na jego skórze odbierały mu zdolność ruchu. Chciałam mu pomóc, tak cholernie... Sakura była przygnieciona piaskiem, czy też oderwaną dłonią, tego chłopaka z Suny do drzewa. Idiotka. Nie miałam pojęcia co tu robi Jinchuriki i dlaczego to akurat mój Sasuke z nim walczył. Teraz pałeczkę przejął Naruto.
       Jednak się nie ujawniałam. To nie tak, że się bałam, po prostu...
-Jesteś masochistką, Omori?-usłyszałam. Powinnam się co najmniej zdziwić. Krzyknąć. Otworzyć usta. Ale on już taki był; potrafił zaskoczyć. Kochałam go za to.
-Co masz na myśli?-mruknęłam odkręcając się w jego stronę. Stał oparty o drzewo, jakby tuż obok niego nie toczyła się walka na śmierć i życie. Właściwie robiłam to samo. Tylko, że on wyglądał przy tym jak upadły anioł z tymi blond włosami i zmieniającymi kolor oczami. Bóg.
-Patrzysz się na tego z Sharinganem jakby właśnie powstał z martwych i zabił mordercę twojego ojca.
-Wiesz, że nie rozumiem twojego poczucia humoru?
-W jakim sensie?-uśmiechnął się lekko.
-W każdym. Jesteś pojebany-stwierdziłam przymykając oczy. Nie tak to sobie wyobrażałam. W mojej głowie to spotkanie było dramatyczna, pełne przytulania i... chyba miałam wtedy lekką gorączkę.
-Czemu mu nie pomożesz?-spytał, a w mojej głowie od razu pojawiła się odpowiedź.
-Wkurwiłby się.
-Ty lubisz wkurwiać ludzi.
-Tylko ciebie-podniosłam powieki.Uśmiechał się. To nie był ten sam uśmiech co kiedyś, był bardziej cyniczny, z domieszką bólu i straty. Choć i tak radził sobie jak zawodowiec. Jego rodzice i większość przyjaciół umarło w walce z symbolem wioski na czole, a on uznał, że ma ją w dupie.
      Nagle drzewa zaczęły się trząść. Po chwili mieliśmy okazję zobaczyć Shukaku i ogromną żabę. Zmarszczyłam brwi. Uzumaki opanował technikę przywołania do tego stopnia? Będą z niego ludzie.
-Nie odejdziesz ze mną teraz, prawda?-popatrzył na mnie z nadzieją, a mnie coś zakuło w sercu. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Poczułam zapach jego wody kolońskiej i uświadomiłam sobie, jak bardzo za nim tęskniłam. 
-Na razie go nie ma-był jedyną osobą, która wiedziała, czego on ode mnie chciał.-Jestem zbyt słaba, wiesz? Te wszystkie lata przepadły-odsunęłam się od niego kawałek, chcąc zapamiętać tą idealną twarz. Złożyłam na jego policzku szybki pocałunek.-Do zobaczenia.
     Rozeszliśmy sie w dwie różne strony. Bolało.
     Podbiegłam do Sasuke i w ostatniej chwili zeskoczyliśmy z zawalającego się drzewa. Obecnie nie był w stanie nawet uciec. Położyłam go na gałęzi, po czym sprawdziłam, czy któryś z gigantów nie szturmuje w naszą stronę. Czysto.
-Nie uleczę cię-powiedziałam myśląc o lekkomyślnie użytym konuntenie. Ta moc była przydatna, to było coś podobnego do chakry mędrców, ale zarazem... mroczniejszego. Leczenie czy przekazywanie jej komuś spoza mojego klanu, czy choćby bez opanowanego trybu mędrca, było cholernie niebezpieczne.-To mogłoby się źle skończyć.
      Pozostało mi wzięcie na siebie części jego chakry, która teraz była obrzydliwie niebezpieczna. Nawet gorsza od tej mojej. Przeklęta Pieczęć była syfem, którego najlepiej było się pozbyć przez coś trwalszego niż zapieczętowanie.
      Złapałam go za nadgarstek i ułożyłam jedną rękę w podstawową pieczęć. Powstrzymałam się przed grymasem, kiedy zanieczyszczona chakra przedostała się do mojego ciała. Efekt zaczął po części ustępować, chłopak mógł już samodzielnie usiąść. Prawie natychmiastowo wyrwał rękę, co odebrałam z niemą ulgą.
-Pamiętasz, prawda?-spytał, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Zapomniałam się.
-Niestety nie... Ale kiedyś dam radę, prawda?-uśmiechnęłam się biorąc przykład od Gaia i Lee. Mój głos wręcz ociekał fałszywą sympatią. Żałosne. Potwierdziła to brew Uchihy, która podjechała do góry.
-Uważasz mnie za idiotę?-wydawało mi się, że już kiedyś zadał mi to pytanie. 
-Może-uśmiechnęłam się lekko ignorując jego zniecierpliwienie. 
-Od kiedy?-mruknął podchodząc da mnie. Był blisko. Zbyt blisko. 
-Od kiedy co?-przewrócił oczami, a ja wzruszyłam ramionami. Moją uwagę przykuła rozsypująca się klatka Sakury. Przyglądał się jej też jakiś pies. Nie miałam pojęcia co robił tam domowy zwierzak, ale nie wnikałam. Sasuke doskoczył do Haruno i złapał ją zostawiając psiakowi. Czy ja o czymś nie wiedziałam?
      Bez słowa ruszyłam za szatynem. Pod drzewami, na ziemi leżał Naruto, parę metrów dalej ten cały Gaara. Jinchuuriki, który odpowiadał za stan Sasuke. Uchiha podszedł do Naruto coś do niego mówiąc. Chciałam do nich dołączyć i zabić tego rudego skurwiela, jednak...
      Obraz się rozmazał. Skóra zaczęła piec, a ja mimowolnie uklękłam zaciskając zęby z bólu. Chakra rozniosła się po ciele jak trucizna. Nie miałam pojęcia co Orochimaru robił, aby dla jego uczniów stała się użyteczna, jednak już wiedziałam co czuł Sasuke za każdym razem, gdy Pieczęć się aktywowała. Mój wzrok napotkał się z jego spojrzeniem. Bez namysłu zużyłam kolejnego kokuntena, dzięki czemu miałam szansę z nią walczyć. Wiedziałam, że minie trochę czasu zanim pozbędę się jej z ciała. Współczułam wszystkim, którzy mieli w sobie coś, co produkowało to paskudztwo.
       Stanęłam prosto i ze zdziwieniem zauważyłam niepokój w oczach Uchihy. Po chwili odwrócił głowę, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy to nie był wytwór mojej chorej wyobraźni.
 -------------------------------------------------
Miało być dłużej, ale nie chcę, żeby tak szybko się skończyło, no. Smutno mi będzie. ._. I tak będę przedłużać, tak do 15, no. xD
Nie wiem co napisać. Obejrzałam Naruto, nawet narysowałam go i Gaare z tej walki, złapała mnie wena i tak oto powstał ten rozdział. Mam zakwasy, bo poszłam przeziębiona na trening z akrobatyki i ledwo chodzę. 
Ochhh, i co myślicie o muzyce?? Ujdzie?? xD
Czekam na komentarze, bo się starałam. I tyle.
Pozdrowionka
Kisame Omori

7 komentarzy:

  1. Boskie, jak zwykle. Dawaj next tu i na Arahii bo zamorduję cię przed czasem.
    Ejj ma byc druga część bo coś mi obiecałaś.
    Zadowolona? Więc pisz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo. Ten początek, intrygujący. Oraz wspomnienie przedstawione z perspektyw jej brata. Ciekawe, rzadko spotykane i mam nadzieję, że wyjaśnisz dlaczego tak się dzieje :D
    Kisame zupełnie jest inna. Świetnie ją przedstawiłaś. Walczyła z sobą samą tak naprawdę. Z jednej strony ma uraz do wszystkich, nienawidzi wszystkich, a z drugiej przywiązała się...
    Nie dziwię się, że Sasuke zorientował się, że pamięć jej wróciła.
    Krótkie to :< Życzę sobie (tym razem ładnie) dłuższego rozdziału! I żeby szybciej został opublikowany :D
    No to dawaj następną notkę, ziomeczku!
    Pozdraawiaam!

    Bardzo ubogi komentarz, wiem, wiem xD Ale ledwo wystukuje coś na klawiaturze XD Wybacz, ale jestem chora, odwodniona, byłam przypięta do kroplówki, a dziś wróciłam do mojej przeklętej szkoły ;__;

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałam zrobić coś interesującego, tak, żeby pojawiły się pytania, no. xD Chyba w miarę mi się udało.
    Myślałam, że to będzie bardziej skomplikowane i wyjdzie płytko, ale jakoś poszło, no.
    Ja wiem, że krótkie. Następny będzie dłuższy. Jak mi wyjdzie będzie w tym tygodniu. ^^
    Kroplówki? Uuuu... Współczuję, choć mi osobiście igły nie przeszkadzają. xD Wracaj do zdrowia i pisz, bo się nie doczekam. Też ładnie proszę.
    Pozdrówka
    Omori

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe dlaczego Kisame ma wspomnienia swoje i swojego brata.... Hm. Mam nadzieję, że niedługo się to wytłumaczy! :)
    Ja już wcześniej pisałem - muzyka jest super! Zwłaszcza "Heaven Knows" strasznie w moim stylu! Czy to pioenka The Pretty Reckless?
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdzial!

    I szacun, że z przeziębieniem poszłaś na trening... Mi się nigdy nie chce grać w koszałkę, jak jestem chory. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli, ale wszystko się wyjaśni. Bo chyba o to chodzi, żeby intrygowało, nie? xD
      Tsaaa. Mój ulubiony zespół. <3
      Jutro chyba też pójdę przeziębiona, o ile nie pojadę na wieś odpocząć.
      Pozdrawiam
      Omori

      Usuń
  5. Szybkiego powrotu do zdrowia życzę! :)

    OdpowiedzUsuń

CREATED BY
Mayako